niedziela, 28 lipca 2013

1. "Kocham Cię, pamiętaj o tym."



"Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.."

-Mamo, nie płacz-powiedziałam spokojnie, lecz w głębi duszy byłam już  tą sceną podirytowana.
Moja rodzicielka nie oszczędzała sobie łez przy pożegnaniu. Wyjeżdżam na te dwa pieprzone miesiące, by załatwić sprawy. Ona jednak uważa, że nigdy nie wrócę. Cóż, nie wiadomo co się wydarzy.
Rodzice myślą, że wyjeżdżam na wakacje do Londynu. Kolejne głupie kłamstwo.
-Uważaj na siebie-usłyszałam niski głos taty. On jako jedyny był ze mnie dumny. Był zadowolony, że jego córeczka wyjeżdża sama do wielkiego miasta.
Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się delikatnie. Chciałam już opuścić rodzinny dom i dostać się do Bronx, by jak najszybciej rozpocząć moje 'śledztwo'.
To wszystko przerosło mnie.. Na prawdę miałam wiele obaw co do mojej misji. Byłam zdeterminowana, ale to nadal nie wystarczało. Cóż, już za późno na odwrót.
-Będę tęsknić.-mój młodszy brat wyłonił się zza rodziców i wyciągnął ręce, dając mi znać, że chce się przytulić. Uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego ciepłe ciało.
-Jak uroczo.-powiedziałam ironicznie, czochrając mu włosy. Chłopak uśmiechnął się i poprawił fryzurę.
-Nie martw się. Ja też będę tęsknić.-i w tym momencie poczułam się okropnie. Przecież nie mogę przewidzieć co stanie się w tej dzielnicy.
Jestem gotowa na śmierć. 
Jednak chodzi o rodzinę. Nie wiem jak zniosą stratę kolejnego dziecka. Westchnęłam cicho, pozbywając się wszystkich złych myśli i uśmiechnęłam się do rodziny.
-Anne. Przecież ona nie umiera.-zażartował tata, starając się pocieszyć mamę. Zdziwiłbyś się.
Zaśmiałam się, ale wyszło dość sztucznie. Brat zareagował szybko, posyłając mi pytające spojrzenie. Zignorowałam je i znów spojrzałam na rodziców.
-Mamo, tato. Muszę już ruszać, jeżeli chce zdążyć na samolot.-zauważyłam, że kłamię coraz częściej i nie sprawia mi to nawet kłopotu.
Jeszcze kilka minut żegnałam się z rodziną i wreszcie odetchnęłam.
Czas zacząć nowy rozdział w życiu.
-Max. Pomożesz mi z torbami?-znacząco spojrzałam na chłopaka, który posłusznie kiwnął głową. Chwyciłam w ręce dwie walizki, a brat chwycił pozostałe dwie i razem w ciszy skierowaliśmy się na parking przed domem.
-Opiekuj się rodzicami.-powiedziałam cicho drżącym głosem. Widziałam w jego oczach strach.
-O czym ty mówisz?-spytał zdekoncentrowany, nie wiedząc do powiedzieć.
Spojrzałam na niego, a w moje serce została wbita pierwsza szpilka. Poczucie winy zaczęło wyżerać mnie od środka, co nie pozwalało mi racjonalnie myśleć. Przejechałam dłonią po twarzy w frustracji. Zagryzłam wargę w zdenerwowaniu i kolejny raz spojrzałam na brata.
-Nie jestem pewna czy wrócę.. Obiecaj, że się nimi zajmiesz.
-Prim..
-Obiecaj-powtórzyłam podniesionym głosem.
Spojrzał na mnie ze współczuciem i lekko kiwnął głową.
-Obiecuję.-powiedział, zanim zakleszczył mnie między swoimi ramionami.
Ostatni raz zaciągnęłam się zapachem jego perfum i odsunęłam się od niego.
-Kocham Cię, pamiętaj o tym.-wysiliłam się na uśmiech, zanim wsiadłam do samochodu.
Patrzyłam jak odchodzi zdołowany. Poczułam zbierające się łzy w kącikach oczy, ale szybko je wytarłam. Nienawidziłam płakać, czułam się wtedy taka słaba.
Wzięłam kilka głębszych wdechów, by się uspokoić i wyjęłam telefon z kieszeni. Odnalazłam w kontaktach numer przyjaciela i zaczęłam pisać sms.

"Zaraz u Ciebie będę. Przygotuj potrzebne rzeczy. Prim."

Schowałam z powrotem urządzenie i odpaliłam samochód. Zerknęłam w lusterku ostatni raz na dom i odjechałam.
Po kilku minutach znalazłam się pod domem jednorodzinnym Leo. Jest to mój, jak i mojego brata najlepszy przyjaciel. To on pomógł mi się pozbierać po jego śmierci.
Bez pukania weszłam do domu. Chłopak mieszkał sam, więc nie było obawy, że ktoś mnie ochrzani.
-Pukać Cię nie nauczyli?-No tak, chyba że on.
-Ja też za Tobą tęskniłam Leo.-powiedziałam sarkastycznie, zanim przytuliłam go na przywitanie.
Usłyszałam jego cichy chichot, który od razu poprawił mi humor.
-Jak się czujesz?-spytał bacznie mi się przyglądając.
-Lepiej-powiedziałam z lekkim uśmiechem. Uniósł jedną brew w górę, nie wierząc mi.-Na prawdę.
Patrzył na mnie jeszcze chwilę z przymrużonymi oczami, aż w końcu się odezwał.
-To dobrze.-uśmiechnął się-Wszystko jest gotowe.
Skinęłam głową i skierowałam się do jego pokoju. Zawsze lubiłam to pomieszczenie. Było inne, owiane tajemnicą. Na ogromnym biurku w prawej części pokoju stało kilka metalowych walizek.
-Gotowa?-spytał podekscytowany. Kiwnęłam głową, zagryzając lekko wargę.
Otworzył walizkę. Jak się okazało była w niej broń.
-Nieźle..
-Jest to..-zaczął, ale mu przerwałam.
-Pistolet Beretta M9, dwurzędowy wymienny, pomieści 15 naboi. Waży około 0,955 kg. Pochodzenie włoskie, lecz produkowany w Stanach Zjednoczonych. Innymi mówiąc: amerykański pistolet
samopowtarzalny. -dumnie uśmiechnęłam się. Leo patrzył zaskoczony na mnie i pokiwał głową z uznaniem.
-Widzę, że brat wiele Cię nauczył.-moja mina zrzedła i zrobiło mi się smutno.
-Co masz jeszcze dla mnie?-spytałam, by odpędzić od siebie złe myśli.
-Mam dla Ciebie naboje, laptop i kamizelkę kuloodporną.
-Serio? Uważasz, że jej użyję?-zaśmiałam się, przykładając ją do ciała. Chłopak tylko przewrócił oczami i uśmiechnął się pod nosem.Wzięłam walizkę z pistoletem i nabojami do ręki i skierowałam się na dół do samochodu. Po chwili obok mnie szedł brunet z drugą walizką. Odłożyliśmy je do pełnego już bagażnika.
-Będę tęsknić Leo-powiedziałam cicho i przytuliłam chłopaka na pożegnanie.
-Ja też Prim, ja też-dał mi buziaka w policzek.-Pamiętaj, że możesz do mnie zadzwonić o każdej porze dnia i nocy. Zawsze Ci pomogę.
-Dziękuję.-powiedziałam z lekkim uśmiechem. Co ja bym bez niego zrobiła?
-Mam coś dla Ciebie. Otwórz to jak będziesz już na miejscu.-wręczył mi kopertę. Spojrzałam na nią zaciekawiona, aż w końcu przeniosłam wzrok na Leo. Posłał mi uspokajający uśmiech.
-Uważaj na siebie.-powiedział zanim odszedł. Zagryzłam wargę w zdenerwowaniu i wsiadłam do samochodu. Odpaliłam silnik i wjechałam na główną ulicę. Kierunek- Bronx.

Powoli kierowałam samochód pod blok, w którym aktualnie będę mieszkać. I nie będę kłamać-byłam przerażona.
Dojechałam..
Zatrzymałam pojazd pod ogromnym szarym blokiem. Na moje nieszczęście po drugiej stronie ulicy stała grupka czarnoskórych mężczyzn. Wypuściłam powietrze nosem i przestałam się bać. Tak jak uczył mnie brat. Nie okazuj strachu.
Wysiadłam z samochodu i otworzyłam bagażnik. Wyciągnęłam walizkę z bronią i drugą z kamizelką oraz laptopem. Zamknęłam samochód kluczem i skierowałam się do klatki. Weszłam schodami na pierwsze piętro i kluczem otworzyłam drzwi. Weszłam do mieszkania i odetchnęłam. Odłożyłam walizki do salonu i wyjęłam broń. Zakleszczyłam ją między biodrem, a materiałem spodni i zasłoniłam swetrem, którym miałam na sobie. Nigdy nie wiadomo kiedy się przyda.
Zeszłam na dół po kolejne walizki dwa razy. Aż w końcu się udało i mogłam spokojnie zamknąć drzwi od mieszkania na klucz.
Uśmiechnęłam się pod nosem i skierowałam się do salonu. Pistolet położyłam na stole i zabrałam się za wypakowanie ubrań i pozostałych rzeczy, które tutaj przywiozłam.
Ostatnie dwa przedmioty, które wyjęłam z walizki były dla mnie szczególnie ważne.
Zaniosłam je do sypialni i położyłam na szafce nocnej. Były to dwie ramki. Na pierwszym zdjęciu widać mnie, mamę, tatę i Maxa. A na drugim mnie i mojego starszego brata Matta. To dla niego tutaj jestem.
Po rozpakowaniu wszystkiego, w końcu miałam czas na obejrzenie domu.
Nie był duży. Kuchnia z wyspą, połączona z salonem, sypialnia i łazienka. Nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
Usiadłam na kanapie zmęczona i od razu poczułam wbijający się przedmiot w brzuch. Sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam kopertę. No tak, miałam ją przeczytać.
Nie pewnie rozcięłam paznokciem kopertę i wyjęłam list. Znałam to pismo.


"Prim.
Jeżeli to czytasz, to znaczy, że już nie ma mnie na tym świecie.
Bardzo przepraszam Cię za moją bezmyślność.
Skoro dostałaś ten list, to znaczy, że zaplanowałaś coś bardzo głupiego.
Pewnie nie przekonam Cię, żebyś zmieniła zdanie, więc mogę Cię tylko ostrzec.
Mój wróg jest bardzo niebezpieczny. 
Leo obiecał, że będzie o Ciebie dbał i nie pozwoli Ci wyjechać.
Jednak wiem, że masz ogromny temperament i nie posłuchałaś go.
Moja mała siostrzyczka..
Dzielnica Bronx jest najniebezpieczniejszą dzielnicą w Nowym Jorku.
Uważaj.
Kręci się tu wiele nieprzyjemnych gości.
Byłaś tu kiedyś ze mną, pamiętasz?
Mam nadzieję, że tak.
Kilku ludzi zawsze Ci pomoże. Jeżeli pamiętasz ich, to dobrze.
Jeżeli potrzebujesz pomocy, zgłoś się do nich. Oni Ci pomogą.
Leo też jest do Twoich usług. Mam nadzieję, że wręczył Ci potrzebną broń.
Jesteś pewnie bardzo zdziwiona tą wiadomością, ale znam Cię na wylot.
Pewnie zastanawiasz się jak umarłem. 
Ja Ci nie powiem, obiecałem.
Jeżeli jednak będziesz chciała się jakoś dowiedzieć, 
to może pomoże Ci jeden chłopak.
Nie byliśmy w dobrych kontaktach, ale powiedział, 
że zawsze mogę na niego liczyć.
Mam nadzieję, że dotrzyma słowa.
Poszukaj Justina Biebera.
Wyglądasz jak anioł, ale masz umysł diabła-wykorzystaj to.
Kocham Cię, pamiętaj o tym.
                            Matt"

Pierwsza łza upadła na kartkę. Przytuliłam ją do piersi i położyłam wygodnie na kanapie. Mój głośny szloch rozniósł się po domu, kończąc ciszę. W końcu wycieńczona zasnęłam.

Obudziłam się w podłym nastroju. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przejechałam wierzchem dłoni po twarzy. Westchnęłam głośno i wstałam z kanapy. Usłyszałam burczenie w brzuchu, więc skierowałam się do kuchni. Zajrzałam do lodówki-pustka. Westchnęłam głośno i wyciągnęłam telefon z kieszeni.

"Dzięki za uzupełnienie zapasów w lodówce Leo."

Wysłano. 
Czyli na razie nici z jedzenia. Spojrzałam na zegarek. Już 20. Muszę szybko odnaleźć tego Justina. Mam nadzieję, że mi pomoże. 
Próbowałam przypomnieć sobie, gdzie chodziłam z bratem. Myśl, myśl, myśl.
Bar. Może tam go spotkam.
Byłam już kiedyś w tym mieście, oczywiście z Mattem. Jednak nikt nie wie, że jestem jego siostrą. Brat powiedział im, że jestem jego przyjaciółką. Zrobił tak, gdyż bał się o mnie. 
Czyli muszę się tam zaraz wybrać. Czas się przyszykować..

Po około 20 minutach byłam gotowa. Mój strój nie był wyzywający. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi, chociaż to będzie dość trudne, bo pewnie będę tu jedyną białoskórą dziewczyną. 
Naciągnęłam zakolanówki na nogi, a później jeszcze założyłam martensy na stopy i mogłam ruszać. Już chciałam wychodzić z domu, ale przypomniałam o jednej, ale najważniejszej rzeczy. A mianowicie o broni, bez niej nie ruszam się z domu.
Kolejny raz zakleszczyłam pistolet między biodrem, a spodenkami i zasłoniłam luźnym swetrem. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze-wyglądałam dobrze. Wzięłam kluczyki od samochodu i zeszłam na dół, gdzie od razu udałam się do samochodu.
Dojechałam.
Już na zewnątrz było słychać głośną muzykę z wnętrza klubu. Rozejrzałam się dookoła. Dużo ludzi stało przed budynkiem, opierając się o samochody i rozmawiając. Już zdążyłam dostać kilka zaciekawionych i zdziwionych spojrzeń.
Przed wejściem stała już duża kolejka ludzi. Ogromny czarnoskóry mężczyzna pilnował, aby nikt nie proszony nie wszedł do budynku.
Ale zaraz.. Ja kojarzę tego ochroniarza. Podeszłam do niego powoli.
-Sharp?-zapytałam cicho, zwracając na siebie jego uwagę. Spojrzał na mnie z groźną miną, ale po chwili jego rysy złagodniały.
-Prim?-także spytał i wziął mnie w objęciach. Zaśmiałam się cicho i uśmiechnęłam się. W końcu kogoś poznaje. Dziwnie musiało wyglądać, jak taki 'goryl' przytula się do małej białoskórej dziewczyny.
-Co tu robisz?-zagadał z delikatnym uśmiechem.
-Um..Ja..-jąkałam się. Nie wiedział? Spojrzał na mnie ze współczuciem i pokiwał głową.
-Wybacz, zapomniałem-pocieszająco pomasował mi ramię.-Przykro mi.
-Nic się nie stało. Mam prośbę. Wpuścisz mnie do klubu? Muszę znaleźć jednego chłopaka..-westchnęłam.
-Dla Ciebie wszystko Mała.-uśmiechnęłam się.-Ale uważaj, tu jest bardzo niebezpiecznie.-kiwnęłam głową i przeszłam do klubu.
-Dziękuję-krzyknęłam, zanim głosy sprzeciwu ludzi z kolejki zagłuszyły mój własny.
Uradowana weszłam w głąb pomieszczenia. Do moich nozdrzy szybko trafiła woń alkoholu, papierosów i narkotyków. Skrzywiłam się nieznacznie i poszłam usiąść koło baru.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiś znanych twarzy, ale nic.
Na parkiecie tańczyło bardzo dużo ludzi. Dziewczyny były ubrane bardzo wyzywająco, a ich ruchy sprawiały, że czułam się jak w jakimś pornolu. Dosłownie. 
Wiele ludzi było już mocno schlanych.
-Przepraszam.-zwróciłam się do kelnera.-Mógłby mi Pan pomóc?
-Pan? Jestem tylko o kilka lat od Ciebie starszy-zaśmiał się.-Jasne. Co mogę dla Ciebie zrobić?
Rozejrzałam się dookoła czy nikt Nas nie podsłuchuje i delikatnie pochyliłam się nad barem, by być bliżej chłopaka.
-Powiesz mi gdzie mogę znaleźć Justina Biebera?-spojrzałam mu w oczy, patrząc niemal błagalnie.
-Widzisz tamtą grupkę ludzi-spytał, wskazując na grupę czarnoskórych chłopaków w lewym rogu sali. Kiwnęłam głową-Tam powinien być.
Podziękowałam grzecznie i skierowałam się do wskazanego przez barmana miejsca. Westchnęłam głośno zanim stanęłam przed nimi. Niestety byli tak pochłonięci rozmową, że mnie nie zauważyli.
-Przepraszam-powiedziałam głośno. Wszyscy gwałtownie odwrócili się w moją stronę, że aż podskoczyłam. Każdy przyglądał mi się ze zdziwioną miną. Patrzyłam po kolei na każdego, aż w końcu zauważyłam jego.
Chłopak był bez wątpienia atrakcyjny. Jego ciemne blond włosy były ułożone w artystyczny nieład, a boki były lekko wygolone. Miał ciemne brązowe oczy, które przykryte były wachlarzem ciemnych rzęs. Miał idealne rysy twarzy, jego szczęka była mocno zarysowana. 
Miał na sobie koszulkę w serek z dekoltem w kształcie litery 'V'. Ciemne dżinsy wisiały nisko na jego biodrach, a na nogach miał supry. 
Kiedy zauważył, że go 'obczajam' posłał mi bezczelny uśmiech. Spojrzałam na resztę. Patrzyła na mnie wyczekująco.
-Który z Was to Bieber?-spytałam zdenerwowana. W odpowiedzi usłyszałam gwizdanie i "uuuu". Wywróciłam oczami i czekałam na odpowiedź.
-Dla Ciebie Pan Bieber mała.-odpowiedział przystojny białoskóry. Boże, czemu akurat on? 
-Mały to może być Twój..-ugryzłam się w język. On miał mi pomóc, nie mogłam się z nim kłócić. Spojrzał na mnie zdumiony moją odwagą, ale po chwili jego szczęka zacisnęła się. Był wściekły.
-Coś ty powiedziała?-syknął, patrząc na mnie z nienawiścią. 
-Ja.. Nie ważne. Musimy porozmawiać.-powiedziałam czując jak moje policzki palą. Pieprzone rumieńce.
-Proszę bardzo.-skrzyżował ręce na piersiach.
-Na osobności-westchnęłam zirytowana. Justin wywrócił oczami i zrobił kilka kroków w moją stronę.
-Mów.
-Wyjdźmy na zewnątrz.-powiedziałam spokojnie. Chłopak kiwnął głową i wyszedł za mną z klubu. 
Odeszliśmy kawałek, by porozmawiać w spokoju. Oparłam się o ścianę i czekałam aż Justin zrobi to samo. Wyjął z kieszeni papierosy i wyjął jednego.
-Zapalisz?-spytał wyciągając w moją stronę paczkę.
-Dzięki-wzięłam papierosa, włożyłam go między wargi i odpaliłam chłopaka zapalniczką. Nie był taki straszny jak myślałam.
Przez chwilę paliliśmy w ciszy, aż w końcu on to przerwał.
-O czym chciałaś rozmawiać?-spytał obojętnie, chociaż dało się zauważyć, że ciekawiło go to bardzo.
Westchnęłam głośno i odbiłam się od ściany. Ustawiłam się na przeciw niego, by patrzyć mu w oczy. Rozejrzałam się jeszcze dookoła, czy nikt nas nie obserwuję. Gdy upewniłam się, że tak nie jest, przemówiłam.
-Wiesz kim jest Matt Dale?
Jego oczy rozszerzyły się znacznie i spojrzał na mnie zdziwiony.
-W tym mieście się o nim nie mówi-powiedział poważnie.-Kim w ogóle jesteś by o niego pytać?-spytał lekko zły.
-Jego siostrą.-odparłam spokojnie, chociaż wewnątrz czułam jak moje serce pęka. Jego mina-bezcenna. Patrzył na mnie zszokowany, a po chwili zaczął się śmiać.
-Bardzo zabawne. Matt nie miał siostry.
-Powiedział, że jestem jego przyjaciółką. Chronił mnie-powiedziałam poważnie.
-Dobra. Załóżmy, że Ci wierzę. I co w związku z tym?-spytał z kpiącym uśmieszkiem.
-Musisz mi pomóc..
-Ja nic nie muszę skarbie-odparł spokojnie i zaczął się do mnie zbliżać. Złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie. Przestraszyłam się.
-Zabieraj te obleśne łapska-powiedziałam odpychając go od siebie.-Matt pisał, że jesteś mu coś winny. I teraz jest ta chwila by się odwdzięczyć-powiedziałam wściekła.
-Oh, przepraszam Cię bardzo. Może i zrobił coś dla mnie, ale to nie znaczy, że będę Ci pomagał.-odpowiedział równie zły, wskazując lekceważąco na mnie palcem.
-Ja na prawdę potrzebuję Twojej pomocy, to ważne-próbowałam z innej strony. Zrobiłam smutną minę, mając nadzieję, że na niego zadziała i zmięknie.
-Zapomnij..-zaśmiał się chamsko. Walnęłam go z całej siły w tors i zaczęłam kierować się w stronę samochodu.
-Pieprz się Bieber!-krzyknęłam na odchodnym i wsiadłam do samochodu. 
Przeklinając pod nosem odpaliłam samochód i pojechałam do domu.
Pierwszy dzień nie zaliczam do udanych. 
Ale nie poddam się i dokonam swego.

od autorki: no dziewczyny! pierwsza część w końcu się pojawiła. to chyba najdłuższy wpis jaki kiedykolwiek dodałam, na którymkolwiek blogu. mam nadzieję, że Wam się spodobał. skoro tyle osób uznało, że będzie czytać, tak więc. jeżeli pod tym postem pojawi się 5 komentarzy, to dodam następny rozdział. 

piątek, 12 lipca 2013

Zapowiedź.

Cześć!
Opowiem Wam pewną historię..
Była sobie pewna dziewczyna. Nazywała się Prim Dale.
Z pozoru zwykła nastolatka, która właśnie skończyła liceum.
Opowiada ona o swoim życiu, pełnym zwrotów akcji i cierpienia.
Jej brat nie żyje. Kilka miesięcy temu został zabity w najniebezpieczniejszej dzielnicy Nowego Yorku- Bronx.
Jej rodzice niczego nie świadomi, są w przekonaniu, że ich syn zginął w wypadku samochodowym.
Jednak ona wie o wszystkim. Wie o wszystkich nielegalnych rzeczach, które wykonywał jej brat.
Postanawia pomścić brata.
Wyznacza sobie
cel.
Dwa miesiące..
Zegar tyka..

_
Zachęcam Was gorąco do komentowania. Jest to moje pierwsze opowiadanie o Justinie, więc bardzo chciałabym znać waszą opinię. 
Postaram się by rozdział pierwszy pojawił się jak najszybciej